Trzy dni temu czytałem o tym, że Richard Branson zachęca swoich pracowników do spędzania 20% swojego czasu w pracy na własne projekty-poboczne. Z własnej inicjatywy płaci za pracę, którą ktoś wykonuje tylko w 80%. Na pierwszy rzut oka może to wyglądać na szalone.

Jedna na pięć godzin pracy jest odgórnie przeznaczona dla mnie i dla mojego prywatnego interesu? W godzinach 9-17? Zastanowiłem się nad tym jak nad zwykłą fanaberią wielkiego coacha. Nad czymś co jest bardziej ciekawostką, a nie stosowanym powszechnie faktem.

Takie sytuacje najlepiej odnosić najpierw do siebie. Czy pozwalanie pracownikom na zajmowanie się czym innym niż robota, ma jakikolwiek sens? Mnie nikt nie zachęcał w stylu Bransona, ale znalazłem w swoim życiu zawodowym coś co da się do tego porównać.

Blog uczy i ćwiczy różne skillsy

Faktycznie, czasami praca na etacie i poza-etatowe prace, nie mają żadnego połączenia. Ale marketing od zawsze przyciągał inny typ ludzi. Wymagał innego przygotowania zawodowego – bardziej wszechstronnego. Ale przy okazji wymagał umiejętności nie dających się przewidzieć. A dodatkowo jak można poznawać przyszłe trendy, kiedy grzęźniemy w teraźniejszości? Wiedza i umiejętności się dezaktualizują.

Teoretycznie prowadzenie prywatnego bloga w godzinach pracy, nie ma pozytywnego wpływu na pracę etatową. Wydaje się, że jest to odciąganie swojej uwagi od ważnych spraw.

Ale spójrzmy na to tak: wczoraj mieliśmy trend stron www, dzisiaj mamy boom na social media, jutro będziemy mieć armageddon Virtual Reality, a po jutrze okaże się, że trzeba znać wszystkie z tych rzeczy równocześnie.

Prywatne motywacje do robienia czegoś więcej

Bloga zacząłem pisać z kilku powodów. Prywatnie chciałem zapamiętać więcej wspomnień ze swojego życia. Zawodowo, chciałem nauczyć się swobodnego pisania. W pracy nie lubiłem powerpointa i pisania dłuższych opisów projektowych.

Nie pierwszy raz w życiu zastosowałem jeden z najbardziej przewrotnych mechanizmów. Zacząłem robić wszystko to czego nie potrafiłem i nie lubiłem. Blog to jest taki zestaw działań, który daje marketingowcom pełne pole do popisu. Można przeszkolić się w najróżniejszych sytuacjach.

Rzekomo człowiek, który jest w stanie realizować swoje dodatkowe pasje w pracy, jest w stanie być efektywniejszy. Trochę zaczynam rozumieć myślenie Bransona. Być może w moich pracach nikt nie zachęcał do przeznaczania 20% czasu na własne sprawy, ale też nikt mi ich nie zakazywał. Blog i jego prowadzenie jest akurat na tyle ciekawym i neutralnym tematem, że mało kto ma do niego problem.

A ja sam widzę wiele rzeczy, które blogowanie u mnie poprawiło. Pójście w coraz bardziej publiczną formę wypowiedzi daje umiejętność odnajdywania się w różnych sytuacjach. Czuję, że moja elastyczność zawodowa jest najwyższym poziomie.

Nauka poprzez mierzenie się z problemami

Kiedy bałem się wystąpień publicznych, poszedłem poprowadzić prezentację na konferencji. Kiedy czułem tremę, poszedłem na wywiad do radia. Jak nie potrafiłem zrobić strony www, nauczyłem się kodować. Nie znosiłem accountów, więc na jakiś czas stałem się jednym z nich. Kiedy czułem, że dostaję słabej jakości kreacje od kreatywnych, zacząłem uczyć się Photoshopa. Te przykłady można by mnożyć jeszcze długo…

Jestem fanem zgłębiania tematów przy których się pracuje. I choć wiem, że czasami nie można być we wszystkim profesjonalistą, to warto przynajmniej próbować. Blog to świetny poligon do nauki content marketingu.

I właśnie o to chodzi. Czasami praca na etacie nie daje możliwości pokazania spektrum swoich umiejętności i człowiek musi sobie wymyślić coś dodatkowego. Przez ostatnie pięć lat, gdzieś z tyłu zawsze stał mój blog, który dbał o to, żebym był na bieżąco z nowymi trendami (http://tatawpracy.pl)

Ale do brzegu, co dał i czego nauczył mnie mój side-project: blog?

  1. Content marketing – przed pisaniem swojego bloga, pracowałem w dużych działach marketingu. Wydawało mi się, że jestem profesjonalistą i wiem wszystko. Wydawaliśmy pieniądze, kupowaliśmy kampanie reklamowe. Ale nic nie wiedziałem. Dopiero tworzenie contentu i zestawianie ich z żywymi danymi spowodowało, że faktycznie poznałem fakty. Teraz widzę trendy, rozumiem oczekiwania rynku, ale też rozumiem motywacje ze strony twórcy. W ciągu pięciu lat napisałem około 400 artykułów i kilka tysięcy krótszych i dłuższych publikacji w social media. Dopiero teraz uważam, że mam sprawdzoną wiedzę. Jeśli w jakiejś pracy potrzebny jest content marketing – to zatrudniajcie bystrych blogerów. Działy kreatywne nie tworzące na co dzień żywego contentu nie są już w stanie nadążyć za najmłodszymi targetami będącymi always-on.
  2. Wystąpienia publiczne – bloger to taki człowiek, który zna niedoskonałości mediów tradycyjnych. Wie, że zazwyczaj występ w telewizji czy radio, nie przynosi mu żadnych efektów w postaci większych statystyk. Ale jak zapraszają, to chodzi do śniadaniówek, wieczornych programów w radio. Niby nic, ale powoduje, że kamera nie stresuje, język jest mniej sztywny. Przy pierwszych wystąpieniach głównym problemem był stres. Przy aktualnych moim największym problemem jest obudzić się w taksówce na 5 minut dojechaniem do studia nagraniowego. Co innego dałoby mi szanse na tyle wystąpień publicznych? (http://www.tatawpracy.pl/o-nas/w-mediach)
  3. Dane i statystyki. To uważam za jedną z cenniejszych rzeczy. Jako „marketing” znam swoje liczby, cele i oczekiwania. Jak bloger/influencer znam statystyki i efektywność z drugiej strony. Blog jest szansą na poznawanie oczekiwań obydwu stron. Trudno jest mnie oszukać, bo wiem w jaki sposób można to zrobić. Nie muszę uczyć się na błędach. Już to zrobiłem. Na przykład jeśli chcecie mieć wysokie statystyki, publikujcie tylko w swoich kanałach! Jakby coś to NapoleonCat ma fajne narzędzie dla blogerów, dzięki któremu widzicie świeże statsy na swojej stronie www. Można uznawać je za pewien standard w komunikacji pomiędzy marketingiem a influencerami. (http://www.tatawpracy.pl/o-nas/wspolpraca)
  4. Budowanie relacji. Praca influencera to kontakt z ludźmi. Tak jak statystyka mówi: im częściej coś robisz, tym większe prawdopodobieństwo, że jestem w tym coraz lepszy. Pokaż mi branże w których budowanie relacji nie jest potrzebne.
  5. Social Media. Chcesz mieć zasięg bloga? Musisz korzystać praktycznie ze wszystkich platform social mediowych. Naturalnym jest, że uczysz się z nich korzystać. Czy na sali jest ktoś kto jeszcze nie zauważył, że social media są już jednym z ważniejszych kanałów sprzedaży? Warto znać. Kilka lat temu SM było ciekawostką, którą ciężko było traktować poważnie. Dzisiaj jest to pełnoprawne narzędzie. Warto znać jego profesjonalne zastosowania.
  6. Zaangażowanie. Tylko ci niemający bloga uważają, że to łatwa praca. Bullshit. Częste porażki to ciągła nauka. Jeśli jesteś w stanie utrzymać blog przez dłużej niż rok to znaczy, że jesteś w stanie utrzymać każdy projekt contentowy. Nie poznałem jeszcze zajęcia, które uczyło by tak wiele w tak krótkim czasie.

Podsumowanie

Jeśli planujesz połączyć swoje życie zawodowe z content marketingiem w jakiejkolwiek formie – polecam przetestować na własnej skórze blogowanie. Nie istnieje żadna szkoła, która nauczy tak dobrze praktyki, jak własna próba tworzenia contentu.