Dzisiejsze społeczeństwo krzyczy wiele na temat śmieciowych umów o prace, krótkookresowego zatrudnienia i wszystkiego co się z tym tematem wiąże.

Najbliższe co kojarzy mi się z tą sytuacją to freelance informatyczny. W tej branży gro zamówień małych firm informatycznych to małe zamówienia, na krótkich umowach tzw. śmieciowych. Często  wiążą się one z nieproporcjonalnymi poziomami odpowiedzialności za niedotrzymanie warunków umowy.

Branża informatyczna nauczyła się radzić sobie z tymi problemami. Mniejsze zaufanie, stawianie na dokładniejsze wycenianie własnej pracy.

Czy ingerencja państwa i narzucanie tzw. mniej śmieciowych umów (droższych, mniej atrakcyjnych dla przedsiębiorcy) pomoże w rozwiązaniu problemów na linii przedsiębiorca-zatrudniony, czy raczej nastręczy nowych wyzwań do pokonania?

Wydaje się, że umowy śmieciowe są naturalną odpowiedzią na trudną sytuację rynkową. Są one jednak tylko jedyną możliwością podtrzymania systemu w którym obecnie funkcjonujemy. W mniejszej części jest to wina rządu i kraju w którym żyjemy, w większym zasługa globalnego systemu, który zmusił nas do funkcjonowania w systemie z którego jeszcze nie umiemy w pełni korzystać.

Wyobrażam sobie sytuację w której człowiek zatrudniony do projektu na półroczne wykonanie konkretnej części umowy musi wejść pod umowę o pracę opartą o dzisiejsze ramy prawne. Pierwsze co widzę, to drastyczny wzrost kosztów wykonania projektu przez zleceniodawcę. Drugie to obniżenie konkurencyjności małych firm, które zdobywają klientów atrakcyjniejszymi warunkami finansowymi.

Pojawiają się kwestie: co z błyskawicznymi zwolnieniami pracowników, których tak się boimy?
Faktycznie umowy śmieciowe umożliwiają rozwiązanie współpracy z dnia na dzień. Patrząc na to jednak zdroworozumowo: widziałeś firmę w której pracodawca rozwiązuje umowę z pracownikiem, który pracuje solidnie i sprawdza się w powierzonych zadaniach? Teoretycznie bardziej potrzebna jest więź oparta na zaufaniu, niż na odgórnym zawiązywaniu określonych umów, nie zawsze dopasowanych kontekstem.

Trochę jest to tak, że wiele zależy od pracownika i wynegocjowania przez niego warunków umowy. Może więc na tym państwo powinno się skupić. Na edukacji społeczeństwa, odnośnie tego jak poprawnie zabezpieczać swoje interesy. Państwo stricte opiekuńcze niczego nie uczy. Ono przyzwyczaja i daje złudne poczucie bezpieczeństwa ludziom bez pracy.

Niech Państwo zorganizuje wielkie szkolenie z zasad funkcjonowania w aktualnym świecie, który jest tu i teraz. Niech udostępni generatory poprawnych i bezpiecznych umów, wskaże gdzie można napotkać na problemowe zapisy i w końcu spożytkujmy naszych młodych prawników nie mających pracy.

Jeśli państwo chce się nami opiekować niech uruchomi darmowe punkty prawnych konsultacji umów związanych z zatrudnieniem. Brakuje pełnej edukacji, nie kontroli.

Edukacją była by najprostszą możliwością na rozwiązanie większości problemów. Wymaga ona jednak czasu. Być może walka ze śmieciowymi umowami teraz, pomoże osobom decydującym o wyglądzie systemu w przyszłości. Ludzie wiedzą co im przeszkadza, ktoś musi tylko ich wysłuchać i mieć siłę do wprowadzenia zmian.